8/8 Paula i Miko – Ostatni taki wieczór!

by wtorek, listopad 22, 2011

Paula – 9 lipca 2011 roku odbył się nasz ślub! Jednak zanim podzielimy się tym jak było, powinniśmy zacząć od początku. A tydzień ślubny zaczął się od szalonych wieczorów: panieńskiego i kawalerskiego.

My panieński zaczęłyśmy już w piątek. Ponieważ większość dziewczyn była z różnych stron Polski, miałyśmy zamówiony apartament przy klubie, w którym miałyśmy imprezować. Moje koleżanki powitały mnie, szampanem, tortem w kształcie męskiego torsu oraz TESTEM. Groźnie brzmiący test był podzielony na dwie części, pierwszą dotyczącą mojego narzeczonego (zdałam bardzo dobrze) i drugą z wiedzy z prowadzenia domu(tu już mi nie poszło tak dobrze). Za każde niezaliczone pytanie musiałam wybrać sobie numerek z zadaniem, które miałam wykonać na następny dzień. Oczywiście treści zadań nie znałam.

Dostałam również śliczne panieńskie prezenty od dziewczyn. Siedziałyśmy, wspominałyśmy stare czasy i niechętnie poszłyśmy po północy spać, bo nazajutrz czekał nas długi i ekscytujący dzień.  W sobotę wstałyśmy wcześnie rano i pojechałyśmy relaksować się do SPA, była to niespodzianka ode mnie dla przyjaciółek. Spędziłyśmy 5 godzin na relaksie, masażach, plotkach, zajadając pyszne zdrowe przekąski. Dziewczyny były zachwycone i ja również! Niestety nie mogłyśmy w środku robić zdjęć, ale odbiłyśmy sobie mini plenerem w ogrodzie ośrodka, gdzie znajdowało się SPA. Tak wypięknione i zrelaksowane wróciłyśmy do pokoju, dziewczyny przygotowywały niespodzianki i zadania dla mnie, a ja wyszłam się szykować.  Kiedy wróciłam, moje koleżanki były już gotowe, poszłyśmy na kolacje, po drodze musiałam wykonać kilka zadań. M.in.: musiałam namówić pana, żeby na rękach zaniósł mnie wokół pomnika Mickiewicza.

Cały wieczorek był utrzymany w bardzo romantycznym i kobiecym stylu shabby chic. W takim stylu była więc też udekorowana restauracja, w której jadłyśmy kolacje. Kiedy weszłyśmy do środka przeniosłyśmy się w czasie i przestrzeni do Prowansji. Klimat był niesamowity. W restauracji spędziłyśmy 3 godziny jedząc pyszne lekkie dania, rozmawiając, śmiejąc się, plotkując i wznosząc toasty.

Najedzone i gotowe do działania poszłyśmy do klubu. Po drodze czekały mnie kolejne zadania, tym razem musiałam namówić pana (obcokrajowca) do zaśpiewania dla mnie piosenki miłosnej w jego ojczystym języku.  Rozśpiewane dotarłyśmy do miejsca wieczornych atrakcji. Wcześniej zamówiłyśmy vip room i był to świetny pomysł, miałyśmy przestrzeń tylko dla siebie i mogłyśmy przemieszczać się do woli pomiędzy poziomami zabawy. Bawiłyśmy się świetnie do białego rana, piłyśmy dużo, tańczyłyśmy jeszcze więcej. Ja kończyłam wypełniać zadania (np.: napisać w toalecie inicjały mojego ukochanego), dziewczyny o północy zgotowały mi niespodziankę.   Śmiechu było co niemiara. Poszłyśmy spać wraz ze wstającym słońcem.

* * *

U chłopaków wiem tyle co mi powiedziały zdjęcia i oni sami. Chłopcy zaczęli kawalerski trochę później, bo około południa w sobotę. Najpierw poszli udowodnić swoje męstwo na laser tagu, grze terenowej w której uczestnicy ostrzeliwują się wzajemnie. Podzielono ich na trzy drużyny, wpuszczono do tunelu i zaczęło się polowanie! Krążyli pośród radioaktywnych beczek, próbując zdobyć jak najwięcej punktów. Zdania są podzielone, ale najprawdopodobniej wygrała drużyna głównego drużby.
Zmęczenie poszli odpocząć do swojego pokoju, gdzie oddali się męskim rozmowom i sączeniu alkoholu. Kiedy przyszłam tam na chwilę (po potwierdzenie rezerwacji do klubu) atmosfera była, jak w klubach dla gentelmenów z lat prohibicji amerykańskiej. Widać, że chłopcy świetnie się bawili.  Narzeczony dostał kulkę do buzi na obroży (nie wiem czy dla mnie czy dla niego), strój marynarza, oraz prawdziwy męski kufel do piwa. Był bardzo z prezentów zadowolony. Rozluźnieni, pojechali na prawdziwą męską kolacje. W restauracji czekał na nich stolik oraz wybór przeróżnych hamburgerów.  Tak posileni, wrócili żeby przygotować się na wieczór. W pokoju przebrali się i poszli szaleć na miasto. Niestety fotograf nie mógł wejść z nimi do klubu, gdzie oddawali się szaleństwu i cieszyli swoje oczy pięknymi widokami.
Po wyjściu z klubu udali się do tanecznej fabryki, gdzie bawili się bardzo długo. Niestety paru z nich wessało miasto.   Na szczęście rano wszyscy odnaleźli się w miejscu zbiórki.

Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych wieczorów. Wybawiliśmy się świetnie, odstresowaliśmy, nasi przyjaciele mieli okazje poznać się przed ślubem, co zaowocowało lepszą zabawą na weselu. Każdemu polecamy zorganizowanie ostatniego dnia wolności, pełnego wrażeń i świetnej zabawy! 😉

zdjęcia: PIQSELL

Brak komentarzy

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *