Dawno nie było morskiego ślubu, co? 😉 Nic na to nie poradzę, że kocham takie klimaty! Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Wiem, że jest 1 grudnia, ale przypominam, że kiedy u nas powinna być już śnieżna zima (właśnie, gdzie jest śnieg?!), to na drugiej półkuli (pozdrawiam rodzinę w Australii) jest już późna wiosna i surferzy szaleją w Brisbane! Co jak co, ale o pogodę w takim klimacie i miejscu nie trzeba się martwić! Czy zazdroszczę tej parze? Nie, wcale 😉 Nie mogę im zazdrościć, bo leżę trupem! Fantastyczny, piracko – marynistyczny ślub, który zachwyca światłem, kolorami i roześmianą Parą Młodą i gośćmi. Zobaczcie, ile jest tu elementów, które zadecydowały o zawadiackim i nonszalanckim charakterze tego ślubu – muszle, kotwice, koła ratunkowe, statki, liny i wstążki szalejące na wietrze. Coś pięknego! A zdjęcia z maskami rekinów? MISTRZOSTWO!