I obiecana, polska bomba kolorystyczno – owocowa! Jedna z najpiękniejszych i dopracowanych realizacji 2011 koordynowana przez ŚLUBNĄ PRACOWNIĘ! Ślub Matildy i Yasera, który odbył się w czerwcu w podwarszawskim WARSAW POLO CLUB. Obłędna, odważna i najmodniejsza w tym sezonie kolorystyka. Owocowe akcenty, mnóstwo kwiatów. To kochamy! Relacja ze ślubu, autorstwa Zuzy Kuczbajskiej ze Ślubnej Pracowni.
* * *
PALETA KOLORÓW
NOWOŻEŃCY: Matilda i Yaser
DATA ŚLUBU: 25 czerwca 2011
ŚLUB I WESELE : WARSAW POLO CLUB / Jaroszowa Wola, k.Warszawy
WEDDING PLANNER: ŚLUBNA PRACOWNIA
FOTOGRAFIA: PIQSELL
* * *
Ślubna Pracownia: Matilda i Yaser – takiej pary się nie zapomina. Wspaniali, uśmiechnięci ludzi, wiedzący co w życiu jest najważniejsze – radość i szczęście z tego, co się robi i jak się żyje. Pierwszy raz spotkaliśmy się dwa miesiące temu, (choć Yaser twierdzi, że pamięta nas z jakiejś klubowej imprezy… ). Cel spotkania raczej typowy. – Pomóżcie nam dopiąć temat wesela. Jest teren przy Klubie Polo pod Warszawą. Jest namiot, jest znajomy DJ i fotograf. Chyba kilku rzeczy jeszcze brakuje … A do tego naszym marzeniem jest ślub w plenerze, na co zbytnio nie zgadza się lokalna urzędniczka.
Yaser prowadzi własny biznes i jest wiecznie zajęty. Za to Matilda wychowuje cudownego, ale niesamowicie ruchliwego synka. Innymi słowy – permanentny brak czasu. A wesele ma być zrobione na wysokim poziomie, na dużą liczbę gości. Pozostały tylko dwa miesiące. Co to dla nas . Dlatego nie czekając, aż czas przecieknie nam pomiędzy palcami, zabrałyśmy się do pracy (urzędniczka, muzyka, transport, dekoracje, koncepcja menu, stylizacja, papeteria). Panna Młoda ze Skandynawii, Pan Młody z Jordanii. Jak połączyć te dwie skrajne estetyki? Efekty poniżej. Cudowna, kolorowa stylizacja w stonowanym białym namiocie. Soczyste kolory kontrastowały z nieskazitelną bielą stołów i papeterii. Miejsce ślubu niczym z indyjskich baśni.
Ale przyroda postanowiła nam zagrać na nosie. Uroczystość miała rozpocząć się o 17-tej. Ślub cywilny, życzenia, następnie godzinny koktajl, zakończony zasiadanym przyjęciem do białego rana. O godzinie 17 nad namiotem zawisła wieeeelka czarna chmura. Odczekała, aż goście wysiądą z autokarów oraz swoich samochodów i wejdą pod namiot, a następnie przystąpiła do ataku. W ostatniej sekundzie zdemontowaliśmy plener ślubny. Równo przez godzinę deszcz siekał, wiatr hulał. Panna Młoda siedziała w swoim pokoju i z balkonu oglądała cały ten armagedon. Pod namiotem natomiast w najlepsze rozpoczął się koktajl. Trzeba było czymś podjąć gości. Czyli scenariusz można było wyrzucić do śmietnika.
17:50 na horyzoncie pojawia się rozpędzona taksówka. Przybył ostatni gość. Pan Młody już zaniepokojony oczekiwaniem, stwierdził, że trzeba podjąć jakąś decyzję. Może ślub przenieść pod namiot. – O nie, tyle pracy, taka bajkowa sceneria. Poczekajmy jeszcze 10 minut – nalegałyśmy. I nagle, punkt 18, chmura się rozwiała i wyszło cudowne słońce. Szybciutko rozstawiliśmy dekoracje. DJ zaprosił gości na zewnątrz. Bajka. Pianino i saksofon wybiły rytm marsza Wagnera. U progu namiotu stanęła Matilda w obłędnej sukni, jak zawsze uśmiechnięta.
Urzędniczka przywitała gości Zgodnie z planem, rozpoczynamy ślub o 18-tej, tak jak zostało złożone zamówienie na pogodę. Śmiechu co niemiara. Ślub, życzenia. Godzinny koktajl już za nami. Czyli od razu siadamy do stołów. O i znowu jesteśmy on time!
Istnieje przesąd, że deszcz w dniu ślubu zwiastuje szczęście. Po takiej ulewie w Waszych sercach i na Waszych twarzach chyba nigdy nie zgaśnie uśmiech 😉