A yay, yay! Co to był za ślub! Uwielbiam prostotę i luz realizacji ślubnych. Pewnie nie uwierzycie, ale ponad 10 lat temu (ja już tyle pracuję w ślubach ;-)), standardem były sztywne, perfekcyjne stylizacje, które musiały idealnie pasować do siebie. Dominującymi kolorami było bordo i złoto i nie było żadnych odstępstw od tej palety kolorów. Naprawdę tak wyglądała kiedyś polska branża ślubna. Patrząc z perspektywy dekady mogę śmiało postawić tezę, że nadrabialiśmy w rok 2-3 lata tego, co działo się w tym czasie w ślubnym świecie. Dziś nie mamy się czego wstydzić, a nasze polskie realizacje nie ustępują niczym tym z USA czy zachodniej Europy. Wierzę, że dzięki pokazywaniu ślubów takich, jak ten poniżej inspirujemy polskie PM do realizacji własnych marzeń o pięknym ślubie. Własnych marzeń, a nie marzeń Mam, koleżanek czy bliższej lub dalszej rodziny. Warto inspirować się takimi realizacjami! Panna Młoda w lekkiej sukni, z rozpuszczonymi włosami i bogato zdobioną opaską wyglądała cudnie! Tak cudnie i słodko, jak różowy orszak towarzyszących jej przyjaciółek. Dziewczyny wyglądały obłędnie! Podobnie jak dekoracje z różowymi peoniami i morelowymi różami w rolach głównych. Niesamowicie pomysłowe miejsce zaślubin – z patyków zbudowano konstrukcję w stylu tipi, ale ozdobiono ją nie indiańskimi motywami, a pastelowymi wstążkami i kwiatami. Wyglądało to oszałamiająco! W miejscu przyjęcia znalazło się tytułowe zawołanie YAY, czyli okrzyk entuzjazmu 🙂 Nie dziwię się, bo taki ślub naprawdę zasługuje na owacje! Piękne dekoracje kwiatowe uzupełnione zostały egzotyczną proteą, a najmodniejszy naked cake udekorowano żywymi kwiatami i truskawkami oraz borówkami. Pięknie, na luzie, kolorowo i romantycznie! Uwielbiam!