ŚLUB NA BALI / Przygotowania do ślubu

by wtorek, 22 maja, 2018



Przygotowania do ślubu zaczęły się już w Polsce. Wspólnie z Karoliną ustaliłyśmy, że dekoracja powinna być lekka, pastelowa i eteryczna. Klimat balijskiej plaży połączony z boho aranżacją to było to! W naszej redakcyjnej pracowni powstało kilkanaście łapaczy snów, które wyruszyły z nami w podróż na drugi koniec świata. Zakupiłyśmy 100-litrowe walizki, pieszczotliwie nazwane Miętusek i Minionek (jedna była miętowa, druga żółta) i zaczęłyśmy pakowanie! Szybko okazało się, że połowę każdej z walizek wypełniły dekoracje 😉

kliknij na banner i zobacz wszystkie posty z cyklu

CZĘŚĆ 1 // CZĘŚĆ 2 // CZĘŚĆ 3 // CZĘŚĆ 4 //CZĘŚĆ 5 // CZĘŚĆ 6

 

Sznurki, nożyczki, sekator (przydał się!) i ponad 30 rolek wstążek! A to był dopiero początek, bo od zaprzyjaźnionych firm otrzymaliśmy cudowne dodatki! ATELIER SEPTEMBER przygotowało specjalnie ręcznie barwione jedwabne wstążki, które wykorzystaliśmy do bukietu. WHITE LETTERS wykaligrafowało i namalowało najpiękniejszą na świecie papeterię dla Nowożeńców, a ILLUSTRATYW przygotował spersonalizowany napis z imionami Pary.

Przygotowania do ślubu odbyły się w pięknym kolonialnym domku, w którym fotografka MAGDALENA PIECHOTA wykonała zjawiskową sesję zdjęciową 🙂 Pokażemy Wam ją wkrótce! W czasie, gdy Para Młoda szykowała się ślubu, ja zajęłam się przygotowaniem łapaczy oraz kwiatami. Przyczepiłam próbnie do pergoli z kwiatami wszystkie łapacze, aby później było je łatwiej rozmieścić. Wystarczyło doczepić kartki z numerami i zrobić zdjęcie. Długie, jedwabne i atłasowe wstążki czekały już w kolejce! Wszystkie trzeba było dociąć i przywiązać do łapaczy. Nie robiłyśmy tego przed wyjazdem, aby nie pognieść delikatnych tkanin.

Przygotowanie bukietu miało być prostym zadaniem 😉 Tak zakładałyśmy w Polsce, bo wydawało nam się (słowo wydawało się jest kluczowe), że na rajskiej egzotycznej wyspie, kwiatów będzie w bród i pod dostatkiem. I rzeczywiście flora Bali jest bardzo obfita – czerwonych, pomarańczowych i żółtych kwiatów było sporo i to rosnących w każdym przydrożnym rowie. Problem polegał na tym, że nasza wizja dotyczyła białych i ewentualnie zielonych kwiatów i liści. A te już niestety nie rosły naokoło. Zaopatrzenie balijskich kwiaciarni przypominało polską kwiaciarnię z czasów PRL 😉 Róże w jednym gatunku i… I to wszystko! Zrobiło się nerwowo i nieciekawie, ale okazało się, że bardzo popularnej na wyspie tuberozy nie brakuje! Wyprawa po liście (cudowne, wielkie liście monstery) oraz białą tuberozę zakończyła się sukcesem! Udało mi się wypatrzeć jeszcze drobną, pistacjową hortensję. Za wszystkie rośliny zapłaciliśmy około 60 zł. Niezły interes! Jeszcze tylko zakup wiader i wracamy do hotelu! A musicie wiedzieć, że kramiki ze wszelkiej maści wiadrami są na Bali dość powszechnym widokiem.

Jeszcze w Polsce, uzgodniłam z Panną Młodą, że bukiet spróbujemy zrobić na kółku. To obecnie bardzo modne rozwiązanie w ślubnej florystyce za oceanem. Miałam przywiezioną z Polski metalową obręcz i na niej rozpoczęłam próby zrobienia bukietu. Ponieważ zapobiegliwie kupiliśmy więcej liści i kwiatów, do prób zużyłam brzydsze rośliny, a gdy okazało się, że zaproponowane przeze mnie rozwiązanie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez Karolinę, przystąpiłam do wykonania wersji ostatecznej. Możecie ją zobaczyć na zdjęciu poniżej. Kompozycja była ascetyczna i asymetryczna. Bukiet już na plaży wykończony został pięknymi, długimi, jedwabnymi wstążkami. Wspomnę tu o nietypowym zastosowaniu nabłyszczacza do włosów 😉 Sprawdził się doskonale do nabłyszczania liści 😀 Mój fryzjer będzie zachwycony, kiedy dowie się do czego zużyłam pół butelki spreju Balmain 🙂 Jak nic będę florystą! Zapisałam się już na kurs!

Dlaczego zdecydowaliśmy się na samodzielne przygotowanie kwiatów i dekoracji? Przede wszystkim dlatego, że oferta balijskich agencji pozostawiała sporo do życzenia. Oferowane przez nich kwiaty i rozwiązania są typowo europejskie. Wszędzie dominują róże i gipsówka, co wydawało nam się absurdalne, kiedy dookoła dysponują niesamowitą roślinnością. W mojej ocenie, jeśli decyduje się na ślub na Bali, to także ze względu na stylistykę kojarzoną z plażą, tropikalną dżunglą, dziką roślinnością. Drugą kwestią jest słowność Balijczyków. Nie można polegać na ich zapewnieniach, że będzie zrobione wszystko i na czas. Przekonałyśmy się o tym 🙂

zdjęcia: BRIDELLE, MAGDALENA PIECHOTA INSTAGRAM

 

Tagi: , Kategoria: WEDDING IN BALI 0

ŚLUB NA BALI / Pomysł i podróż

by poniedziałek, 21 maja, 2018



Pomysł na zorganizowanie ślubu na Bali pojawił się u naszych przyjaciół w 2017 roku. Byłyśmy zachwycone ideą i możliwością realizacji prawdziwego elopement, tylko we dwoje na przepięknej azjatyckiej wyspie. Śluby na plaży, którymi zachwycałyśmy się na zagranicznych blogach, teraz miał okazję ziścić się w naszym wydaniu! Szczególnie, że nasza cudowna para – Karolina i Paweł poprosili nas o pomoc w przygotowaniu koncepcji i organizacji elementów dekoracyjnych.

kliknij na banner i zobacz wszystkie posty z cyklu

CZĘŚĆ 1 // CZĘŚĆ 2 // CZĘŚĆ 3 // CZĘŚĆ 4 //CZĘŚĆ 5 // CZĘŚĆ 6

 

Data ślubu została wyznaczona na 6 maja 2018 roku, a my prowadziłyśmy nieustającą burzę mózgów, jak ślub na plaży będzie wyglądać! Nasza koncepcja skupiła się na romantycznej i pastelowej aranżacji, która miała współgrać z plażą i turkusową zatoką, w której miał odbyć się ślub. Zakupione ogromne walizki zostały wypakowane koronkowymi łapaczami snów, wstążkami, drutami, tiulami i w drogę!

Przed nami była długa podróż. Sześć godzin z Warszawy do Doha w Katarze, a później ponad 10 godzin do Denpasar, czyli stolicy Bali. Nie da się ukryć, że przeszło mi przez myśl w trakcie lotu, czy nasze bagaże dotrą w całości, bo bez ich zawartości może być trudno przygotować dekoracje. Ale myślałam o tym krótko, bo okazało się, że nasz samolot ma godzinę opóźnienia, czyli dokładnie tyle, ile wynosiła różnica pomiędzy naszym przylotem do Kataru i odlotem na Bali. Kiedy wysiadłyśmy na lotnisku w Doha, ja chciałam klęknąć i prosić niebiosa o opóźnienie naszego drugiego lotu 😉 Ale na modły nie było czasu. Gigantyczne lotnisko samo powaliło nas na kolana. Na szczęście szybko odnalazłyśmy naszą bramkę (do której nota bene podwiozła nas wewnętrzna, lotniskowa kolejka) i wpadłyśmy do samolotu w ostatniej chwili.

Ufff, teraz już tylko 10 godzin na wysokości ponad 10 000 metrów.

Bali powitało nas niespodzianką. Co się stało? Zgubiono walizkę Magdy 🙂 Jedną, jedyną walizkę z całego lotu 🙂 Jak mieć farta, to na całego 😉 Chciałabym się bardziej zmartwić jej brakiem (są w niej wstążki i tiule), ale jestem zbyt zmęczona. Dwie godziny tłumaczenia obsłudze naziemnej, wypełnienie kilku papierków i możemy powitać balijską stolicę.

Pełne wigoru wyskoczyłyśmy przed lotnisko i zderzyłyśmy się z falą, delikatnie mówiąc, ciepła 😉 Na szczęście nasze auto ma klimatyzację! W drogę!

Nasz pierwszy postój jest pół godziny od Denpasar, nad samym oceanem. Jest pięknie! Przepiękna pusta plaża i woda o kolorze, którego nie da się opisać. Wąskimi uliczkami poruszają się na niezliczonych skuterach, nie licząc się z nikim, ani nie przestrzegając żadnych przepisów uśmiechnięci Balijczycy. Na każdym kroku jesteśmy witani radosnym Hello. Miło nam. Serio. Szczególnie, że do końca pobytu, ja będę mieć wrażenie, że chcą nas specjalnie rozjechać na miazgę 😉 Na każdym kroku, dosłownie! trafiamy na tzw. ofiarki – koszyczki z palmowych liści, w których wyznawcy hinduizmu zostawiają dla bóstw jedzenie, kwiaty, zioła i kadzidła. W trakcie naszej wycieczki będziemy trafiać na nie wszędzie – na ulicach, chodnikach, krawężnikach.

Podziwiamy balijski folklor, czyli metry kabli wysokiego napięcia zawieszone tuż na wysokości wzrostu przeciętnego Europejczyka, kraciaste tkaniny, którymi ozdobione są miejscowe bóstwa, gigantyczne palmy, przepiękne, ręcznie wyplatane klatki na koguty i prywatne świątynie, które mają wszyscy posiadacze nieruchomości.

Zjadamy nasz pierwszy balijski posiłek – mi goreng – smażony makaron z kurczakiem, dymką, warzywami i jajkiem w koszulce. Będziemy to danie jeść ze smakiem przez najbliższe dni.

Walizka dotarła pod wieczór! Czyli łapacze będą mieć doczepione wstążki! Jednak, jak się okaże, to nie koniec przygód z jej udziałem 😉 Wieczorem po otwarciu walizki zaczął wydobywać się z niej… dziwny zapach. Polakom doskonale znany… Otóż, Magda postanowiła przemycić na Bali żubrówkę w walizce, która na skutek swoich licznych przygód niestety pękła, a zawartość butelki rozlała się po całym dobytku naszej pani fotograf. Na szczęście w hotelu była pralnia i na rano wszystko czekało wyprane i wyprasowane.

Jutro przygotowania do ślubu!

CDN…

zdjęcia: BRIDELLE, MAGDALENA PIECHOTA INSTAGRAM

 

Tagi: , Kategoria: WEDDING IN BALI 0