Musieliśmy odpocząć trochę od tematu ślubu, aby móc dalej opowiadać Wam o naszych przygotowaniach. Niestety niektóre nieprzyjemne wspomnienia powodowały w nas narastającą złość i psuły obraz tego ważnego dnia. Emocje już opadają, a ja chciałabym w końcu pokazać Wam moją suknię. Dziewczyny, usiądźcie wygodnie, to będzie długi wpis 😉
Zbierałam przez cały czas inspiracje (jeszcze przed zaręczynami ;-)). Najczęściej przewijały się u mnie na dysku suknie Elie Saab. Gdybym tylko miała tyle pieniędzy do wydania – nie zawahałabym się. Myślę, że to najlepszy projektant sukien na całym świecie.
Suknia na głównym zdjęciu była moją wymarzoną i pierwszą jaka wpadła mi w oko. Srebrzysta, seksowna z bardzo głębokim dekoltem, prosta, ale z dekoracyjnej koronki z kamieniami.
Od zawsze interesowałam się modą, ale dopiero rok temu zdobyłam się na odwagę, by powiedzieć o tym światu i spróbować swoich sił w projektowaniu ubioru. Strój ma dla mnie ogromne znaczenie, jest odzwierciedleniem mojej osobowości i nastroju. Suknia ślubna, to dotychczas moja najcenniejsza rzecz w szafie, dlatego zależało mi, aby była niebanalna. Od lat już przyjaźnimy się z Agatą Wojtkiewicz, która znalazła nas szukając kreatywnego fotografa do współpracy. Wiedziałam od samego początku, że to właśnie ona wykona dla mnie suknię. Ma niesamowity talent podkreślania atutów kobiety i ukrywania jej niedoskonałości w bardzo subtelny sposób. Gdy tylko się zaręczyliśmy, nie znając daty, miejsca ani charakteru imprezy uprzedziłam Agatę, że została wybrana do wielkiej misji 😉 Rok przed ślubem umówiliśmy się na przymiarki w jej atelier w Łodzi. Ustaliłyśmy, że zdecydowanie muszę mieć podkreśloną talię i głęboki dekolt. Długość maxi, ale z rozcięciem. Zdecydowałam, że chcę mieć zakryte ramiona i ręce. I muszą być pióra 🙂
Stanowiłam dla niej ogromne wyzwanie. Wydaje się, że wiem, czego chcę, ale jednak moja osobowość jest złożona z kontrastów i to było najtrudniejsze do połączenia – kobieca romantyczność, zmysłowość, ale jednocześnie dziewczęcość z odrobiną rockowej nuty. Nie chciałam wyglądać w dniu ślubu na 30 lat zakładając seksowną suknię i jednocześnie nie chciałam wyglądać, jak słodka księżniczka, a najchętniej założyłabym trampki zamiast szpilek. W moich inspiracjach były głównie suknie dopasowane w biodrach, a jednak marzyła mi się zwiewna suknia rozszerzona od talii ku dołowi. Agata słysząc to wszystko opuściła ręce bezradnie, ale na szczęście miała dużo czasu, by przygotować dla mnie 3 projekty, z których jeden odrzuciłam całkowicie i tak oto musiałam podjąć najtrudniejszy wybór w detalach…
Zdecydowałam się na krój nr 1. Uznałam, że jest bardziej dziewczęcy, bo jednak zabrałyśmy ten słodki urok podkreślając biodra i pokazując nogi.
I zaczęło się – najpierw udałyśmy się po materiał do tajemniczego miejsca 😉 Wybór padł niemalże od razu. Grungowa, niby podniszczona koronka. Okazało się, że to było ostatnie 5 metrów tej koronki niedostępnej już nigdzie. Nawet się nie zastanawiałam, wiedziałam, że to przeznaczenie. Przeraziła mnie jednak cena – 1500 zł za kupon. Opłacało się jednak, bo jak sami zobaczycie wyglądała bosko 😉 Do tego potrzebowałyśmy jeszcze tiulu – tu też zdecydowałam się na droższy, jedwabny, ponieważ sztuczny podrażniał moją skórę. I ostatni ważny element – pióra. To dla mnie najbardziej inspirujący motyw, który wykorzystałam już na szyi (tatuaż ;-)), w logo mojej marki odzieżowej i w biżuterii, którą noszę. Nie mogło ich zabraknąć. Agata sprowadziła w Włoch pióra marabuta. Miałyby w trenie i u dołu sukni, jednak zabrakło nam materiału i zdecydowałam się na sam dół jak w sukniach haute couture Givenchy.
Bardzo długo nie mogłam znaleźć odpowiednich dodatków. Chciałam mieć jakąś ozdobną opaskę we włosach zamiast welonu, czy woalki. Znalazłam wiele inspiracji na stronach amerykańskich, bo tam opaski cieszą się ogromną popularnością. Choć nie była idealna i miała niezłą cenę (860 zł), to jednak wybrałam złotą opaskę Jennifer Behr, którą zamówiłam przez sklep internetowy. Niestety Poczta Polska doliczyła do tego jeszcze cło, więc koszt wzrósł o kolejne 100 zł… Do tego wybrałam moje 2 nieszlachetne złote pierścionki (River Island i ALDO, około 20 zł każdy). A buty… to był dopiero problem. Uznałyśmy z Agatą, że jednak trampki nie budują dobrze mojej sylwetki, więc chociaż na ceremonię postanowiłam założyć szpilki. Wzbraniałam się przed kupowaniem nowych, nie chciałam inwestować w coś, czego nie będę za często nosić. Niestety Agata nie zaakceptowała żadnych z moich zasobów, więc udałam się na poszukiwania z Marcinem. Znalazłam proste, seksowne cieliste stilettos ze złotymi elementami w moim ulubionym sklepie – Zara (289 zł). Pierwszy taniec odtańczyłam boso, potem założyłam baleriny, które z czasem zamieniłam na conversy 😉
Mój strój i makijaż to jedyny w moim życiu wyraz poddania się osobom, które są profesjonalistami w swojej branży. Na co dzień o wszystkim muszę decydować sama: mówię fryzjerowi, jak ma skrócić włosy, nie pytam ekspedientów, co powinnam wybrać, nie daję namówić się na kredyt podczas rozmowy z telemarketerem. Jednak na ten dzień pozwoliłam oddać się w ręce Agaty i Sebastiana, którzy razem stworzyli coś, co mnie uszczęśliwiło. Sebastian Gradzik, bo o nim mowa, to wizażysta marki Lancome. Poznałam go przy okazji pracy z Agatą na jej warsztatach ślubnych dla przyszłych panien młodych. Po wykonaniu makijażu próbnego tylko potwierdziło się moje przekonanie, że jest bardzo utalentowanym artystą. Miałam okazję współpracować z wielomi wizażystkami przy sesjach zdjęciowych i powiem Wam – nikt nie maluje tak, jak facet. Oni są po prostu bardziej wrażliwi i potrafią wyciągnąć naturalne piękno z kobiety, a nie bawić się kredkami i kombinować z różnymi technikami. Spotkanie z Sebastianem przekonało mnie też do zakupu serum Lancome Visionnaire.
W dniu ślubu zdecydowałam, że zamiast cieni na powiekach zrobimy delikatne czarne kreski, by subtelnie podkreślić oczy. Makijaż trzymał się świetnie, byłam bardzo zadowolona z niego. Wyglądałam nie jak wymalowana lalka, świeżo i nowocześnie.
Z dużym spokojem podeszłam do faktu, że moją suknię miałam otrzymać dopiero 2 dni przed ślubem. Niestety nie miałam za dużo czasu na przymiarki w Łodzi na 2 tygodnie przed ślubem, a sama suknia wymagała dużo robótek ręcznych, więc Agata pracowała nad nią do ostatnich godzin.
Suknię w pełnej krasie zobaczycie na filmikach i zdjęciach w kolejnych postach, a teraz… Moje porady jako fotografa ślubnego, projektantki i byłej panny młodej:
– Przede wszystkim nie pozwalajcie rodzinie, czy przyjaciołom decydować za Was. Dobrze sprawdźcie ofertę kilku salonów i prywatnych butików. Zanim podejmiecie jakikolwiek wybór najpierw udajcie się po prostu po przymierzać różne kroje, poznajcie swoje potrzeby. Nie poddawajcie się stereotypom. Sukienka wcale nie musi być długa, biała, a na głowie wcale nie musi być welon.
– Jeśli nie jesteście zadowolone ze swoich ramion nie wybierajcie sukienek gorsetowych, które mocno podkreślają tłuszczyk pod pachą i szerokie przedramiona. Nie zawsze da się takie rzeczy wyretuszować na fotografii. Sukienki z rękawem nie są złe, a wręcz wydłużają optycznie sylwetkę 🙂
– Nie wybierajcie kroju empire (odcięty pod biustem), jeśli macie większy brzuszek. Niestety daje on wrażenie bycia w ciąży.
– Nie polecam sukni z kołem. Drut zawsze się rozpina i trzeba go co chwilę poprawiać, nie da się swobodnie tańczyć, a luźne pozowanie na sesji odpada, bo koło nie pozwala na wygodne siadanie czy leżenie.
– Nie bójcie się polskich projektantów. Czy to nie jest wspaniałe nosić wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju suknię tego pięknego dnia? Cena nie różni się od niektórych egzemplarzy z salonu.
– Nie zakładajcie szpilek, jeśli nie nosicie ich na co dzień, stopy będą obolałe i sama sztuka chodzenia, czy tańczenia w nich jest bardzo trudna 😉 balerinki nie są przecież nieeleganckie 😉
– Kupujcie dodatki po wybraniu sukienki, nigdy przed. Skonsultujcie z salonem, czy projektantem dobrane akcesoria. Jest pewna zasada – nie może być więcej niż 3 mocne punkty w Waszym stroju. Ja wybrałam pomarańczową szminkę, złotą opaskę we włosach i głębokie rozcięcie w sukni pokazujące nogę.
Więcej informacji znajdziecie na stronach
Agata Wojtkiewicz – www.agatawojtkiewicz.pl
Charlotte Rouge, moja marka odzieżowa – www.charlotterouge.pl
Mój blog o modzie, inspiracjach, fotografiach i mojej szafie: www.charlotte-rouge.blogspot.com
Nat