Zabieram Was na sam koniec świata. Do Australii 🙂 Kraj bardzo bliski mojej rodzinie. Piękny i dziki. Tygiel kultur z różnych zakątków świata. Nigdzie chyba nie spotkałam bardziej otwartych i serdecznych ludzi, niż na należącej do Australii – Tasmanii. Ale to, co najbardziej urzeka w Australii to światło, ocean, białe plaże. Surowość architektury i ogromne przywiązanie do natury. Naprawdę trzeba się mocno natrudzić, aby na wyspie znaleźć murowane domy 🙂 Romantyczna przystań, naturalne kolory i urocza swoboda przebijają z tej sesji. KOCHAM TAKIE KLIMATY! Jak widać brak koloru wcale nie sprawia, że stylizacja jest nieciekawa czy nudna. Naturalne odcienie brązów, beżów, szarości oszałamiają na tle przyrody. O stylizacja Pary Młodej w ogóle nie chcę pisać, bo jak widzę faceta w japonkach z kapeluszem i w rozwianej wiatrem koszuli, robi mi się słabo 😀 CUDOWNIE!!!
1/9 Ahoj przygodo!
Dwa dni temu myślałam, że przyszła na mnie kara boska (skądinąd słusznie) i oto nadchodzi koniec świata! Burza nad Warszawą była taka, że można było naprawdę zacząć przepraszać za grzechy. Skąd mam takie złowrogie skojarzenia i dlaczego z tym ślubem? Ano dlatego, że kilka lat temu byłam na Mazurach na wyjątkowym weselu, które odbyło się na barce. Barka rodem wyjęta z Rejsu 😀 Oczywiście pogoda miała swoje zdanie na temat weselników i zafundowała deszcz. Chociaż słowo deszcz jest dość eufemistyczne. To było oberwanie chmury! Na szczęście Nowożeńcy i ich goście na tym ślubie mieli znacznie więcej szczęścia i pogoda była wymarzona do ślubu nad jeziorem. Ślub zresztą cudny! Stonowana, świeża kolorystyka – granat, błękit, ecru i niewielka, ale nadająca romantyczności domieszka żółtego i pomarańczowego. Doskonale dobrane detale – papierowe słomki, które również w Polsce cieszą się ogromną popularnością, błękitne słoiczki i chorągiewki. Lekko, słonecznie i bardzo romantycznie! To lubię!