Amerykanie uwielbiają europejskie, a zwłaszcza francuskie i włoskie inspiracje. Nic dziwnego, słynący z nonszalancji Francuzi oraz eleganccy Włosi są wzorami do naśladowania nie tylko za oceanem. Na francuski styl postawili prezentowani Nowożeńcy i to z doskonałym rezultatem. Para Młoda rodem z francuskiej komedii z lat 50. – kaszkiet, rudy sweterek i krawat. Stylizowane na pisane na maszynie dodatki papiernicze (dla zainteresowanych – są czcionki, które imitują pismo maszynowe), prosta wiązanka z róż i makówek, torebeczki z napisem Merci. Szalenie mi się podobają ręcznie wypisane winietki z narysowanym ptaszkiem – ptaszek (zwłaszcza wróbelek przez osobę Edith Piaf) stał się rozpoznawanym symbolem francuskiego szyku. Cudności!
Zielono nam
Uwielbiam takie śluby. Zaplanowane, konsekwentnie utrzymane w stylistyce i kolorystyce. Podziwiam ludzi, którzy potrafią dostosować swoje pomysły do określonej, zastanej sytuacji. Mam na myśli dobór kolorów i stylu przyjęcia do pory roku i wybranego na uroczystość miejsca. Nie jest sztuką urządzić różowe wesele, tylko czy taka stylizacja pasowałaby np.: w wiejskiej stodole, gdzie otaczają nas naturalne dodatki? Każdy odczułby pewien dysonans. Dlatego, tak ważne jest dopasowanie wszystkich elementów układanki, jaką niewątpliwie jest ślub. Prezentowanej Parze udało się to perfekcyjnie. Zieleń została kolorem przewodnim, uzupełniona naturalnymi odcieniami brązu i bieli. Cudowne wykorzystanie przestrzeni – zmurszały mur, drewniane stemple chodnikowe. Stonowane kolory, które niesamowicie rozświetliły całą stylizację. Mistrzostwo!