I mamy moje drogie Czytelniczki, kolejny ślub, który będziemy przez najbliższe miesiące podglądać! Bohaterami są Paula i Miko – szaleni, zakochani mieszkańcy Krakowa. Mogę śmiało napisać, że Paula była jedną z pierwszych naszych Czytelniczek, tym bardziej mi miło, że chce podzielić się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z organizacją wymarzonego ślubu. A zapowiada się bajkowo!
Paula – Wszystko działo się u nas bardzo szybko 🙂 Być może dlatego, że odkąd nasze dłonie się spotkały poczuliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Uwielbiamy spędzać czas razem, nigdy się nie nudzimy. Mamy wiele wspólnych pasji i podobne spojrzenie na świat. Mikołaj traktuje mnie jak księżniczkę, a ja jego, jak rycerza z bajki, które czytała mi Mama. Zanim jednak nastąpi i żyli długo i szczęśliwie, musimy dobrze przygotować się do naszego święta miłości.
Mikołaj oświadczył mi się po niecałym roku bycia razem. Całe zaręczyny były trochę spontaniczne, a trochę zaplanowane i miały miejsce w galerii handlowej! Pewnie niektórzy pomyślą, że to mało romantyczne, ale dla nas takie zaręczyny były magiczne i bardzo nasze. Wszystko odbyło się przy pluskającej fontannie (później narzeczony przyznał się, że chciał do niej wejść, ale ochrona mu zabroniła), ja byłam oszołomiona a Miko bardzo zdenerwowany. Jednak po usłyszeniu jedynej, poprawnej odpowiedzi oboje byliśmy niesamowicie szczęśliwi. Potem pozostało nam tylko oficjalnie poprosić rodziców o moją rękę. Oczywiści, ponieważ mamy równouprawnienie, ja również zapytałam rodziców narzeczonego czy nie mają nic przeciwko żebym to ja została jego żoną. Było trochę niedowierzania ( już? tak szybko?), ale jeszcze więcej radości, łez i śmiechu.
No i ruszyła maszyna! Oboje bardzo zaangażowaliśmy się w przygotowania i choć data była odległa (ponad dwa lata czekania) to już pierwszej nocy po zaręczynach prowadziliśmy ożywiona dyskusje do 4 rano o torcie ślubnym! Wiedzieliśmy jedno, chcemy swoich najbliższych zabrać w zaczarowaną miłosną krainę. Jak to zrobić? No cóż, to już cięższe pytanie. Byliśmy pewni, czego nie chcemy. Byliśmy też pewni, że możemy sobie pozwolić na różne eksperymenty i niestandardowe rozwiązania, ponieważ nasi goście to w dużej mierze nasi znajomi i przyjaciele, których dobrze znam, a i nasze rodziny są bardzo otwarte.
Koncepcja rodziła się w bólach przez ponad rok. Przeszliśmy długą drogę od pałacowych wnętrz i wystrzałów armatnich, przez minimalistyczny ślub w wielkim mieście, aż po romantyczny klimat z nutką nowoczesności. Bardzo w przygotowaniach pomagał mi narzeczony, który miał zdanie na każdy temat oraz moi internetowi znajomi – doświadczone Panny Młode oraz świeże narzeczone.
Po wielu naradach, szukaniu inspiracji, jeżdżeniu po salach powstała jedna, mamy nadzieje spójna wizja:
Termin: początek lipca 2011
Motyw przewodni: motyle
Kolory przewodnie: granat, fuksja, biel i fiolet
Miejsce: nowoczesny hotel w centrum miasta, wielka biała sala, którą można dowolnie udekorować i wyczarować w niej każdy klimat
Goście: około 100 osób, w tym 70 naszych przyjaciół i znajomych, bez dzieci (pierwsi bierzemy ślub)
Ceremonia: w dużym kościele, bardzo osobista, której udzieli nam zaprzyjaźniony ksiądz
Przyjęcie: całonocne, będzie grał DJ, a gości zabawiał konferansjer. Hotel zostanie przemieniony w romantyczną zaczarowaną krainę, będzie tonął w kwiatach. Jedzenie ustawione na tematycznych bufetach, plus stacja live cooking z sushi, które uwielbiamy
Po osiągnięciu konsensusu mieliśmy wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy. Nagle nas olśniło: A poprawiny? No cóż, poprawiny to już temat na osobną opowieść 😉
Paula