Dawno nie było morskiego ślubu, co? 😉 Nic na to nie poradzę, że kocham takie klimaty! Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Wiem, że jest 1 grudnia, ale przypominam, że kiedy u nas powinna być już śnieżna zima (właśnie, gdzie jest śnieg?!), to na drugiej półkuli (pozdrawiam rodzinę w Australii) jest już późna wiosna i surferzy szaleją w Brisbane! Co jak co, ale o pogodę w takim klimacie i miejscu nie trzeba się martwić! Czy zazdroszczę tej parze? Nie, wcale 😉 Nie mogę im zazdrościć, bo leżę trupem! Fantastyczny, piracko – marynistyczny ślub, który zachwyca światłem, kolorami i roześmianą Parą Młodą i gośćmi. Zobaczcie, ile jest tu elementów, które zadecydowały o zawadiackim i nonszalanckim charakterze tego ślubu – muszle, kotwice, koła ratunkowe, statki, liny i wstążki szalejące na wietrze. Coś pięknego! A zdjęcia z maskami rekinów? MISTRZOSTWO!
5/6 Yummy!
I znowu będzie pysznie! Jak ja żałuję, że nie można poczuć tych smaków i zapachów! Tak smacznej sesji, nie widziałam bardzo dawno! Pełna kolorów, zapachów kwiatów i pięknych dań sesja, w której wykorzystano elementy mojego ukochanego vintage! Porcelana, szkło, butelki, słoiczki, stara maszyna do pisania, pobielana klatka na ptaszki, fotel i obłędny patefon! No kocham takie stylizacje! Fotograf zwrócił ogromną uwagę na detale, które znalazły godne miejsce na zdjęciach! Przepiękne kwiaty – polne i ogrodowe. Pastelowe, wypalone słońcem kolory i przeurocza Para Młoda! Oczywiście wystylizowana w klimacie lat 40. i 50. A tort z błękitnymi detalami i takiż sam rower – POEZJA!