Amerykanie uwielbiają zdanie Today I will marry my friend… i nader często i chętnie umieszczają je na kartach Save The Date lub zaproszeniach ślubnych. I nie można odmówić racji tej myśli. Bo wg mnie, nie można kochać kogoś z kim nie łączy nas także przyjaźń. Wbrew pozorom przyjaźń jest dużo mocniejsza i cenniejsza niż miłość. Wiele z Was oburza się zapewne w tym momencie. Ale te z Was, które mają za sobą poważne związki i pierwsze zakochania, wiedzą, że mam rację. Poza tym, moje kochane Bridelki – miłość, taka jak na początku związku nie trwa wiecznie. Nie ma co się oszukiwać. Miłość ewoluuje razem z nami, z naszymi emocjami. I wtedy niezwykle ważne jest, aby była między ludźmi przyjaźń. Ale dość tego filozofowania 😉 Przyjrzyjmy się temu ślubowi, który ma wiele elementów przyjaźni. Urocza kolorystyka – czekoladowy brąz i błękit, uroczy, czworonożny, najlepszy przyjaciel człowieka, który znalazł swoje honorowe miejsce na torcie. Panowie na luzie, bez marynarek, ale w dobranych kolorystycznie kamizelkach. Niezwykle szykowana i zmysłowa Panna Młoda. Doskonale dobrane kwiaty. Idealne otoczenie – zieleń i basen. Przeuroczy ślub i jak zawsze świetne zdjęcia Hiltona Pittmana.
8/8 Feeria barw!
Ten ślub to prawdziwa podróż do lat 70. XX wieku. Kolory, wzory, feeria barw i szaleństwo form! Pamiętacie musical Hair? Tak mogły wyglądać śluby i wesela w tamtym czasie. Kolorowe, papierowe kwiaty. Sukienki w geometryczne wzory. Patchworki i wełniane chusty. Szalone lata 70. Ale to także, a może przede wszystkim niezapomniana muzyka. Większość z moich Czytelniczek to osoby urodzone w latach 80. więc nie możecie pamiętać hitów tamtych lat, ale Wasi rodzice i dziadkowie z pewnością pamiętają muzykę tamtego okresu. Warto o nią zadbać na weselu!