Zawsze! Zawsze mnie zaskakują i kompletnie rozbrajają takie śluby! Absolutnie niezwykłe, indywidualne, tak dalekie od stereotypowego wyobrażenia uroczystości kościelnej i weselnej. Nie wiem czy jest to kwestia mentalności czy możliwości, ale nie wyobrażam sobie (a może się mylę), że polska Para zdecydowałaby się na taki ślub. Przyjrzyjmy się bliżej – miejsce – szalone! Las! Środek lasu! Wysokie drzewa, tajemnicze światło i krzewy paproci. Przyjęcie – drewniany domek – uroczy, skromny, bez cienia luksusu. Dekoracje – obłędne – zdjęcia Nowożeńców powieszone na pniach drzew, kwiaty w puszkach, słoiczkach i buteleczkach. Mini pniaczki z gałęzi na których ustawiono gliniane doniczki, a w nich świece. Kępki mchu na stołach. Peonie! Hamaki! BOSKO!
Iść, ciągle iść w stronę Słońca…
Uwielbiam takie śluby i zdjęcia – pełne słońca, radości i luzu. Wspaniała lokalizacja, ciepłe, słoneczne popołudnie (dzięki temu na zdjęciach jest fantastyczne światło), doskonale dobrane dodatki i kolory. To kocham! Ślub i przyjęcie pod gołym niebem – perfekcyjnie udekorowane i zaaranżowane. A czego najbardziej zazdroszczę i co mi się szalenie podoba? Oczywiście trampolina! Nie wpadłabym na to, żeby na weselu zorganizować mini batut, ale wydaje mi się, że nie powinno być z tym żadnego problemu 😉