Niestety, pogoda tego dnia była bardzo kapryśna. Na przemian świeciło słońce i padał deszcz, co Marta skwitowała z właściwym sobie optymizmem: Jedyne, czego nie przewidzieliśmy na naszym ślubie to deszcze. Ale to nie problem. Ponoć przynosi szczęście!
Marta: Nadał lał deszcz, więc jakoś się przemknęliśmy do kościoła. Wszyscy goście już siedzieli na swoich miejscach, ksiądz podszedł do nas przywitał nas i ruszyliśmy ku ołtarzowi – ksiądz, ja i Christoph, świadkowie, mój bratanek z obrączkami, moi rodzicie i rodzice Chrisa w takt marszu weselnego Wagnera – strasznie płakałam już wtedy – co każdy komplementował po ceremonii i mówił, że było to piękne i że wszyscy się wzruszyli.
Marta: Cudownie, przepięknie zagrała nam w kościele orkiestra mojego męża… a już, jak na koniec grali ONE MOMENT IN TIME – to słyszałam z tylu, że wiele osób płakało….
KOCHAM TO ZDJĘCIE! To jest właśnie ten wrodzony urok Marty, o którym Wam wspominałam. Cudna jest, prawda?
Po wyjściu z kościoła na Martę i Chrisa oraz ich gości, czekała nieplanowana niespodzianka.
Marta: Po ślubie wychodzimy z kościoła razem, szczęśliwi … a tutaj przechodzi cała brygada Wojska Polskiego przed kościołem, więc zatrzymują się i słyszę: W PRAWO ZWROT! ZASALUTOWAĆ NA CZEŚĆ PARY MŁODEJ! – to było szok!
Po życzeniach przyjechał pierwszy autokar po gości. A my schowaliśmy się w samochodzie i pojechaliśmy na małą wycieczkę po Warszawie. Zrobiliśmy sobie amatorskie zdjęcia ze świadkami nad Wisłą i zadzwoniła moja mama z informacją, że wszyscy już są i możemy jechać na salę.
zdjęcia: ANNA KALINA CIESIELSKA/KALINA-STUDIO
* * *
Chcesz, aby Twój ślub został tak samo zaprezentowany? Jak to zrobić? Sprawdź tutaj ZGŁOŚCIE SIĘ!