Czuć już jesień w powietrzu. Szczególnie nad ranem, kiedy nad ziemią unosi się mgła. Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię jesień. Lubię spokój, który towarzyszy przyrodzie przygotowującej się na długie, zimowe miesiące. Lubię spalone słońcem kolory. Lubię zapach dojrzałych jabłek. Z tym mi się kojarzy jesień. Lubię również jesienne śluby. Szczególnie jeśli odbywają się w takich miejscach, jak to poniżej. Naturalna sceneria zachwyca i… wzrusza. Chyba tylko jesienią i wiosną drzewa wyglądają tak pięknie, a niebo ma ten wyjątkowy kolor. Czujecie spokój, który towarzyszył uroczystości? Jako główny kolor stylizacji wybrano żółty, który kojarzy się każdemu z jesienią, żółtymi liśćmi, dojrzałymi renetami oraz słonecznikami. Cudowny bukiet o fantastycznym kształcie składał się m.in.: z jaskrów, kaliny i róż. W dekoracjach stołowych wykorzystano również żółte liście drzew. Piękne wykorzystanie sezonowych roślin. A na co ja jeszcze zwróciłam uwagę? Na krzesła To jeden z najsłynniejszych projektów krzeseł Ghost, które osobliwie, ale intrygująco wyglądały w górskiej chacie 😉
4/7 Organicznie
Uwielbiam śluby, które łączą w sobie różne style. Są mniej formalna. A jeszcze jeśli odbywają się pod gołym niebem, to ja nie mam więcej próśb i zachcianek 😉 Zgoła odmienna od pierwszej, pokazanej dziś realizacji. Styl, który mnie zniewala i pewnie nigdy nie znudzi. Połączenie miejskiego, nonszalanckiego stylu z rustykalnymi detalami. Lubicie takie połączenia? Ja uwielbiam! Nietypowo zacznę od Pana Młodego! Mógłby spokojnie zagrać w kolejnej części przygód Jamesa Bonda 😉 Ona – śliczna, eteryczna i… z pazurem! A nawet 10 krwistoczerwonymi pazurkami oraz wyeksponowanym tatuażem 😉 Zjawiskowe miejsce zaślubin. Znana nam z wielu amerykańskich ślubów konstrukcja, która została ozdobiona w sposób szaleńczy! Zawrotna ilość kwiatów i zieleniny. Łącznie z paprociami, które ozdobiły konstrukcję przy samej ziemi. To chyba najpiękniejszy tego typu obiekt, który widziałam. Stoły zostały ozdobiony w najmilszy dla mnie sposób, czyli słoiczkami i różnymi gatunkami kwiatów i roślin. Jak Wam się podoba? Ja jestem zachwycona!
zdjęcia: TEC PETAJA
5/8 Lawenda, oliwka i Maroko
I jeszcze jeden ślub, który łączy w sobie wydawałoby się skrajne stylistyki. Bo, jak połączyć motyw lawendy i oliwki oraz stonowaną, spaloną słońcem południową kolorystykę z marokańskim lounge? Jak zobaczycie, nie tylko można to zrobić, a efekty były rewelacyjne! Na początek jednak słówko o przepięknej sukni PM. To projekt Carolina Herrera (pisałam Wam na początku roku, że w butiku CH w Warszawie, planowane jest również otwarcie działu Bridal, ale niestety chyba nic nie wyszło z tych planów; zapewne z uwagi na bardzo wysokie ceny sukni projektantki), która zasłynęła w zeszłym roku projektem sukni ślubnej do filmowej sagi Zmierzch. Herrera uwielbia koronki i są one jej znakiem rozpoznawczym. Suknia jest niesamowita. Pomimo koronkowego zdobienia, które z reguły przywodzi na myśl ozdobne suknie w stylu vintage, ta kreacja jest prosta, lekka i niesamowicie zmysłowa. Cudownie dobrana suknia do całej stylizacji przyjęcia. Zielony bukiet PM, to kolejny ukłon w stronę natury i organicznego planowania ślubu. Lawendowe, różane kompozycje z kwiatów doskonale prezentowały się na drewnianych, wąskich stołach. Pomiędzy kwiatami, w różnej wysokości pojemnikach i świecznikach ustawiono świece (ozdobione liśćmi rozmarynu). Całość prezentowała się niesamowicie uroczo i stylowo. A gdzie wspomniane Maroko? Miejsce wypoczynku, czyli popularny angielski lounge, urządzono w stylu znanym z krajów północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Bogato zdobione dywany, miękkie poduchy i ornamentowe latarenki nadały całości egzotyczny klimat. CUDO!
zdjęcia: GREENWEDDINGSHOES
5/7 :)))))))))
Nie mogłam dziś uwolnić się od różu 😉 Pierwszy ślub z motywami różu, ten też będzie taki. Ale wierzę, że mi wybaczycie, jak obejrzycie zdjęcia z realizacji. A jeśli dalej kolor Was nie przekonał, to mam nadzieję, że główny bohater z pierwszego zdjęcia to zrobi 😉 Zauroczyła mnie sukienka Panny Młodej. Prosta, skromna, przypominająca stylistyką romantyczne kreacje z lat 20. i 30. XX wieku. Do tego luźno ułożone włosy i wyrazisty naszyjnik oraz kolczyki. Sukienki druhen były również bardzo proste, o różnych krojach i odcieniach różu. Ja ciągle nie mogę się zdecydować, czy bardziej podobają mi się jednakowe w kolorze i fasonie sukienki druhen, czy też różne, ale mające jeden element wspólny, np.: kolor, krój lub detal. I to co kocham i uwielbiam – dekoracje. Proste, niewymuszone, nie układane pod linijkę. Prostota, połączona z urokiem roślin, naczyń i otoczenia. Wierzę, że nasze, polskie PM pokochały ten styl i w przyszłym sezonie zobaczymy mnóstwo realizacji z takimi detalami! Dlatego już dziś zbierajcie słoiki i puszki 😉